środa, 6 czerwca 2012

What some call age, they call experience

To jest ten moment, w którym zaczynasz uświadamiać sobie jak nieprzewidywalną i przez to jak piękną dziedziną życia jest sport. Dziedziną, do której pojęcia takie jak logika czy racjonalizm nie przystają żadną miarą, ba, gdy uważasz, że zjadłeś wszystkie rozumy, oni znów płatają ci figla.

Można sympatyzować z tym czy innym zespołem, ale jeżeli kochasz sport, kochasz koszykówkę i zostawiasz w tym chociaż odrobinę swoich emocji, musisz doceniać to, co wyprawiają chłopcy ze stanu Massachusetts.

To co oglądamy w serii z Miami dzieje się jak gdyby wbrew prawom fizyki. Na jednej szali Celtics i przymiotniki, które przyległy już do nich na stałe. Starzy, kontuzjowani, wolni, najgorzej zbierający. Połowa ich składu mecze ogląda w telewizorze z wysokości szpitalnego łóżka, a ci, którzy grają też nie są do końca zdrowi. Wszystkie siły spożytkowali już na powolne doczłapywanie się do finałów konferencji, co już samo w sobie stanowi dla nich wielki sukces. Po drugiej stronie Miami Heat, drużyna koszykarskiej nowej ery, z najwspanialszymi atletami XXI w. Wadem i Jamesem na czele. Niewielu było takich, którzy postawiliby na nich złamanego grosza. Spodziewaj się niespodziewanego.

Przychodzi mi tu na myśl analogia związana z futbolem. Chodzi mianowicie o tegoroczny triumf Chelsea Londyn w piłkarskiej Lidze Mistrzów. Celtics mają szansę w tym roku stać się takimi Londyńczykami basketu, którzy po laury sięgali w najmniej oczekiwanym etapie swojej sportowej drogi. Często spotykam się z opiniami (także w przypadku 'the blues'), że któraś tam drużyna bardziej zasłużyła na zwycięstwo bo stworzyła więcej sytuacji podbramkowych, czy też prezentowała ładniejszy dla oka styl. I za każdym razem okazuje dezaprobatę dla tego rodzaju opinii. Na wygraną bardziej zasłużył ten, który włożył w grę całe serce i zdobył bramkę czy punkt więcej od przeciwnika.







O 2:30 w nocy z czwartku na piątek mecz nr 6 serii, w której nic jeszcze nie jest roztrzygnięte.

It's all about 18


poniedziałek, 4 czerwca 2012

Wygrywać mecze, przegrywając z nałogiem,


Przy jednej ze stacji benzynowych dwoje ludzi zauważa człowieka śpiącego na pobocznej ulicy.
- Wszystko w porządku koleś? - pyta, szturchając go, jeden z nich.
Chris podniósł się, otrzepał i zdał sobie sprawę z sytuacji w jakiej się znajduje. Chwilę wcześniej jechał na lotnisko, żeby odebrać swoją żonę z dziećmi, których nie widział od wielu miesięcy. Był to jednak jego szósty dzień z metamfetaminą, występującą w USA pod nazwą desoxyn jako lek na ADHD i otyłość. Narkotyk ten wywoływał silne halucynacje, dlatego też jadący autostradą Chris nie mógł wyzbyć się wrażenia, że jest śledzony. W pewnym momencie nie wytrzymał, miał dość ucieczki, zatrzymał się, wysiadł z samochodu i trzymając ręce w górze opuścił pojazd. Po chwili zauważył policje, która wydała mu się jedynym ratunkiem przed śledzącymi go ludźmi.
- Zakujcie mnie, proszę, zabierzcie mnie stąd, ktoś mnie śledzi - wykrzyczał odurzony narkotykami Chris Herren...
 
 Wychował się w Fall River, gdzie reprezentował barwy szkolnej drużyny Durfee. Był lokalną gwiazdą, nadzieją z czego dobrze zdawał sobie sprawę. Wywodził się ze sportowej rodziny, jego ojciec był wojskowym, matka cheerleaderką, nawet jego brat Mike miał obiecujący początek kariery sportowej. To właśnie on stał się jego wzorem do naśladowania, Chris chciał pójść w jego ślady i grać w koszykówkę. Tak też uczynił, miał duży potencjał, był szybki, silny i chciał osiągnąć sukces. Jak mówiła jego późniejsza żona: 'Koszykówka była dla niego całym życiem.' Fall River było szczególnym miasteczkiem, dzieciaki, które się stamtąd wywodziły znały zasady życia, potrafiły walczyć, dbać o przyjaciół, ale również miały styczność z alkoholem i narkotykami.
'Obserwowaliśmy starszych kolegów, którzy grali dla Durfee, w tygodniu trenowali, a weekendami wychodzili na parę drinków, czasami na więcej niż parę, wychowaliśmy się patrząc na nich, chcieliśmy być jak oni.' - mówi przyjaciel Mike'a. 
 Chris dostał wiele ofert ze sławnych college'ów, postanowił jednak być wierny Fall River i został graczem Boston College. Niedługo potem siedząc w pokoju wraz ze swoim współlokatorem, poznał dwie młode dziewczyny, które dzieliły działki kokainy. 
- Chris, nie bój się, nic ci się nie stanie, obiecuje, po prostu spróbuj - powiedziała jedna z nich.
To był jego pierwszy kontakt z narkotykami, w ten oto sposób przyszła 18-letnia gwiazda Bostońskiej uczelni skazała się na długie lata walki z uzależnieniem. Podczas swojego pierwszego meczu w 1994 roku, po wykonaniu kolejnego lay-upu, Chris upadł niefortunnie łamiąc sobie nadgarstek. Był poza grą przez rok, to najgorsze, co mogło mu się przydarzyć i wiem czytelniku, że znasz ciąg dalszy. Masz rację, 2 tygodnie później nie zaliczył pierwszego testu narkotykowego, potem następnego, kolejnego, aż wreszcie trafił na pierwsze strony gazet okrzyknięty ćpunem. Jego wierni fani z Fall River nie tak wyobrażali sobie jego karierę,ale najbardziej zawiedziona była oczywiście rodzina na czele z jego bratem Mike'm. Pomocną dłoń wyciągnął do niego trener Fresno State. To tam Chris poznał swoją przyszłą żonę Heather, z dala od domu, rodziny był zdany tylko na siebie i swoje umiejętności gry w kosza. W pierwszym meczu został przywitany głośnym buczeniem, jednak chwilę później stał się ulubieńcem publiczności.
Chris kozłuje piłkę i rozgląda się, z boku nadchodzi zasłona, wykorzystuje ją, krok w prawo, wyjście w górę - swish - pierwszy rzut trafiony, 3 pkty dla Fresco, a show dopiero się zaczyna. Żegnany okrzykami - Herren ! Herren ! - skończył spotkanie mając na koncie 30 oczek. Niedługo potem nadszedł czas na mecz, który miał być transmitowany w krajowej telewizji. Chris postanowił jednak rozpocząć świętowanie jeszcze przed nim i w noc poprzedzającą prawdopodobnie najważniejszą rozgrywkę w jego życiu, nie spał, nie jadł, a jedynym co przyjął była kokaina i budweiser. Ku zaskoczeniu swoim i jego brata Mike'a zagrał niesamowicie, trafiał wszystkie rzuty jak szalony, a publiczność nie mogła wyjść z zachwytu. Kilka dni po tym występie - po raz kolejny - w jego organizmie zostały wykryte substancje zakazane. W ramach kary został on wysłany na 28 dniowe leczenie do Utah, gdzie poznał ludzi walczącymi z takimi samymi problemami. Ta pozornie bezcenna lekcja okazała się być dla niego bezużyteczna, nasz bohater nie wyciągnął z niej bowiem żadnych wniosków. 
 
 Draft zbliżał się wielkimi krokami, w przygotowaniach pomagał Chrisowi jego starszy, zawsze wspierający go brat. Ostatecznie ku uciesze mieszkańców Fall River Chris Herren został wybrany w drugiej rundzie z numerem 33 przez drużynę Denver Nuggets. Meldując się na pierwszym treningu został już na wstępie ostrzeżony przez Antonio Mcdyess'a - 'Słuchaj, znamy twoją historię, wiemy co robiłeś, u nas nie ma drugich szans, zapamiętaj, żadnych narkotyków, papierosów i alkoholu, będziemy cie mieli na oku.' Wytrwałości starczyło na czas sezonu, gdy nadeszły wakacje, pierwszoroczniak reprezentujący Denver wrócił do dawnych znajomych, a następnie dawnych uzależnień. Przerażony pierwszym przedsezonowym zgrupowaniem w Denver, Chris dowiedział się o swoim transferze do drużyny Boston Celtics. Jeszcze dwa lata temu byłoby to spełnieniem jego najszczerszych marzeń, granie dla drużyny z miasta, w którym się wychował, mieszkanie i trenowanie blisko swojego rodzinnego domu. Niestety będący w narkotykowym cugu Herren nie wiedział nawet, co mówił na swojej pierwszej konferencji prasowej, nie miał pojęcia kto obok niego siedział, martwił się tylko jak znajdzie sobie nowego dilera. Mimo tego, że był totalnie zniszczony przez narkotyki, nadal potrafił grać na wysokim poziomie, co tylko dowodzi temu jak wielki potencjał musiał posiadać. Przed drugim meczem w barwach Celtics okazało się, że jego diler nie zdąży na czas, Herren był w potrzasku, na trybunach wśród 15 tysięcy fanów byli jego najbliżsi, a on wiedział, że nie da rady wyjść na parkiet jeśli nie 'weźmie'. Na 10 minut przed gwizdkiem rozpoczynającym spotkanie, wybiegł w stroju meczowym przed halę, aby odebrać tabletki od swojego dilera. Po meczu wylądował na pierwszych stronach gazet jako bohater, który doprowadził Boston do zwycięstwa. Od tego momentu szczęście przestało się jednak do niego uśmiechać. Po ujawnieniu kolejnych problemów z narkotykami jego kontrakt z Bostonem został rozwiązany, tym samym rozpoczął on swoją tułaczkę po świecie. Niezależnie od miejsca, w którym dane było mu grać, krążąc po dworcach i przystankach autobusowych, udawało mu się znaleźć bezcennego dla niego dilera. Kolejne rozwiązane kontrakty, przeprowadzki, nowe szanse, nadzieje, pośród tego jedno pozostawało niezmienne - nałóg, uzależnienie silniejsze od miłości do koszykówki, dzieci czy żony. Chris z braku pieniędzy zaczął sprzedawać domowe urządzenia, a nawet zabawki swoich dzieci, robił wszystko, co tylko mógł, żeby mieć na narkotyki. Co było potem ? Przy jednej ze stacji benzynowych dwoje ludzi zauważa człowieka śpiącego na pobocznej ulicy... Ten sam człowiek odwozi swoje dzieci na szkolny autobus, po czym udaje się do swojego dilera. Po zaaplikowaniu dawki heroiny traci przytomność, budzi się w rozbitym samochodzie, lekarz powiadamia go o tym, że był martwy przez 30 sekund.
 
Na szczęście Chris odzyskuje ostatecznie trzeźwość umysłu, a przez trudny proces detoksu pomagają mu przejść jego dzieci, które dopingują go na każdym kroku. Dziś składa wizyty w różnych miejscach, opowiadając swoją historię i próbując ustrzec innych przed popełnieniem błędu, który zrujnował jego życie i sportową karierę. Na co dzień trenuje młodych adeptów koszykówki, dzięki czemu jest blisko tego, co kocha. Nic nie zastąpi mu kariery, jaką mógł mieć, czas jednak nigdy się nie cofa, seria rozgrywana jest do czterech zwycięstw, jeśli nie potrafisz wykorzystać szans, nie zasługujesz by ją wygrać.
 
Ciekawostka: Chris Herren u schyłku koszykarskiej kariery w roku 2006 był na testach w Anwilu Włocławek, jednak z powodu znacznych zaległości treningowych, a także drobnej kontuzji kostki, jaką odniósł podczas jednego z treningów, jego 18 dniowa umowa nie została przedłużona.

Regrets.

Wybaczcie dłuższą nieobecność, finalnie jestem z powrotem