niedziela, 13 maja 2012
Game 1, prezent prawie okazał się pułapką.
To kolejny mecz Celtics, który dla każdego fana tej drużyny jest jak ból brzucha podczas najważniejszego meczu klasowych rozgrywek w kosza. Na szczęście mój tata, a wasz wujek - Kevin - odłożył to spotkanie do lodówki zdobywając punkty w 7 z 9 (!) kolejnych akcji Bostonu w 4q. Niewidzialny Rajon i jego niewidzialne triple-double, niesamowita obrona w końcówce od Bradleya i step back Pierce'a również pomogły nam w tym trudnym zwycięstwie. Pocieszający jest na pewno fakt, że grający tak słaby mecz Celtics - 2/18 za 3 - nadal potrafią wyrwać tak istotny mecz, dzięki znakomitej sekwencji w obronie. Philly wyglądała właśnie tak jak się spodziewałem, w 4 kwarcie słońce schowało się dla nich za chmury, a boisko wypełniła rzęsista mgła, którą próbowali pokonać jumperami z bliższego i dalszego półdystansu. To będzie brzydka seria, ale tak właśnie wyglądają serie z udziałem Bostonu. Mimo to, cieszę się z tego zwycięstwa jak z każdego innego i liczę, że w poniedziałek również uporamy się z naszym przeciwnikiem, aby utrzymać tak cenne dla nas HCA.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz