To był ten jeden mecz, na który czekaliśmy od czasu blowoutu Miami w ogródku. Ile znaczy dla Celtics Ray Allen ? Mieliśmy okazję zdać sobie z tego sprawę wczoraj. Masa miejsca w środku dla Garnetta i Rondo to oczywiście zasługa spacingu, za którym tak bardzo tęskniliśmy wraz z Riversem. Paul Pierce był unstoppable, przypominał kolesia, który wywieziony z boiska na wózku inwalidzkim wrócił by pozdrowić fanów ze swojego rodzinnego miasta. Transition offense, Rondo biegnie, rozgląda się na boki, podanie do Paula, lekki stop, follow through, swish, nothin but net. Nie jest żadną nowością, że właśnie tak grający Celtics są w ogóle jakimś zagrożeniem dla Żarów z Miami. Jest jednak kilka mankamentów i to właśnie na nich wolałbym się skupić:
- Brandon Bass nie decyduje się na jumpery jak to zwykł robić w sezonie regularnym, zamiast tego wchodzi w kozioł, a wtedy wszyscy znamy tego efekt. W serii z Hawks nie robi to większej różnicy, ale w potencjalnym pojedynku z Heat będzie to jednym z ważniejszych warunków do zwycięstwa. W dotychczasowych meczach z Heat Brandon notuje 52% skuteczności, będąc 13/20 z bliskiego półdystansu.
- Pietrus wraca do wcześniejszej dyspozycji zza łuku, wydaję mi się, że Mickael zbyt często rzuca z nieprzygotowanej pozycji, będąc po części odwróconym od kosza bądź off-balance.
Spodziewam się, że Hawks wyrwą jeszcze jedno zwycięstwo u siebie, w najbliższym meczu, a seria zakończy się w ogródku w game 6, ale nie obrażę się jeśli zakończy się wcześniej.
It's all about 18.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz